Szukaj

Kładę się na skale przed klatkami. - Bo co??- pytam zaskoczony.

A więc
Imię: Afrodyta
Ruja:

Wchodzę z Afrodytą do lochów. Wrzucam ją do klatki i zamykam ją. Jakoś.

Zarzuciłem łąńcuch. -Gra skąńczona panienko- powiedziałem i diabelsko się zaśmiałem. Zaciągnąłem ją do zamczyska. Nie ma nas!

-Ał! No to się doigrałaś!- krzyknąłem i żuciłem jej pod nogi małą płapkę. Akurat jak ,,wracała od kopnięcia''.

Zacząłem ciągnąć ją do zamczyska.

-Hehe. Nie wiesz nawed jak mijest miło- szepnąłem i odsunąłemsię od niej. Zarzuciłem na nią podwójną linę.

Jestem już obok niej. -Nazywam się Infermo- mówię do niej.

Wstałem i wytarłem sobie mordkę kopytkiem. Zacząłem iść w stronę klaczy.

Zaczłąem jeść drógi. Cały czas się uśmiechałem i patrzyłem naklaczkę.

Zacząłem jeść jedno.
PS: ZARAZ WRACAM!!

Spoglądałem na nią. Zerwałem dwa mango i ,,rozłupałem''.

Puściłem jej oczko i położyłem się w oazie.

Dobra!! będzie ostro...

Zauważam klacz. * No sam już chociaż nie jestem* pomyślałem uśmiechająć się.